Przesadą byłoby stwierdzenie, że Malta to raj dla podróżników. Cóż... To po prostu jeszcze jeden kurort na Morzu Śródziemnym. W dodatku niemalże cały kraj można w ten właśnie sposób traktować, bo poza kilkoma (mocno naciągając znaczenie tego słowa) odludnymi miejscami, wszędzie znajdziemy turystów i przeznaczone dla nich atrakcje.

Jest jednak jedna rzecz... a właściwie 504 rzeczy... które urzekły mnie absolutnie: lokalne, maltańskie autobusy!

Po pierwsze: są najzwyczajniej w świecie ładne, by nie powiedzieć śliczne. Żółto-pomarańczowo-białe, czasem z czarnymi dodatkami i całą masą niklu, chromu i wszystkiego co błyszczy w słońcu.

Po drugie: są stare. Bardzo stare! Większość ma 50-60 lat! Oczywiście zdarzają się nowsze i zupełnie nowe pojazdy. Z klimatyzacją, niskopodwoziowe, przystosowane do przewozu niepełnosprawnych i ze wszelkimi dobrodziejstwami nowoczesnej techniki, jakie tylko można sobie wyobrazić. No... choćby taki banał jak amortyzowane zawieszenie. Kto by się nad tym zastanawiał? Właśnie! Nikt! Dopóki nie przejechałby kilkunastu kilometrów nie najlepszymi, maltańskimi drogami autobusem owego dobrodziejstwa pozbawionym. słowo "trzęsie" nabiera zupełnie nowego znaczenia...

Po trzecie: dojeżdżają praktycznie wszędzie. Po mniej więcej 17. latach mieszkania na wyspie, kiedy już opanuje się do końca zawiły rozkład jazdy, trasy, rozmieszczenie przystanków i (co niebanalne) system komunikowania się z kierowcą za pomocą odpowiednich machnięć ręką (stojąc na przystanku) i obsługi wysoko wyspecjalizowanych urządzeń sygnalizujących zamiar opuszczenia wehikułu (linka wzdłuż dachu zakończona dzwonkiem), podróżowanie autobusami może być naprawdę praktyczne. Praktyczne... nie przyjemne. Nie mylmy pojęć.

Po czwarte: są tanie. Przy krótkich, pojedynczych przejazdach to kwestia około 50. eurocentów. przy dłuższym, turystycznym pobycie, najlepiej zaopatrzyć się w bilet kilkudniowy. Za tygodniowy zapłacimy jedyne 13'98 euro i możemy jeździć do woli.

Po piąte: kierowcy! Kilku było/jest miłych. Pomogą, poinformują, zagadają, uśmiechną się... ale większość... cóż... skoro ktoś wybiera się w podróż 60. letnim gratem, musi być przygotowany na mocne wrażenia. Oszukują (żartują?) co do trasy, mylą się przy wydawaniu reszty, kwestionują ważność biletu i ogólnie bardzo uprzejmie odnoszą się do pasażerów... "move back!!!". Podobno... taką w każdym razie słyszałem historyjkę od znajomego Brytyjczyka, który w latach 60. służył w (jeszcze) kolonialnej armii... dawniej większość kierowców stanowili byli więźniowie. Ot... po wyjściu na wolność nie mogli znaleźć pracy, więc siadali za kółkiem. Odnoszę wrażenie, że historia nie jest całkowicie wyssana z palca...

Po szóste: podobne sytuacje mają podobno miejsce w Irlandii. Nie wiem, nie byłem, ale... aglomeracja Valletty, kilkanaście (o ile nie kilkadziesiąt) miast i miasteczek absolutnie zatłoczonych i zakorkowanych. Nagle, kierowca dostrzega, że z naprzeciwka, innym autobusem, nadjeżdża jego przyjaciel. Co robi? oczywiście zatrzymuje się jak najbliżej środka jezdni, otwiera okno i dyskutuje w najlepsze. Pół biedy, jeśli chcą się tylko wymienić drobnymi. Gorzej, jeśli rzeczywiście mają o czym rozmawiać...

I po siódme w końcu: korzystanie z lokalnego transportu, to naprawdę bardzo praktyczne, (czasem) przyjemne i niezapomniane doświadczenie.

  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy

Dziesięciotysięczna stolica? Przyznacie, że brzmi to zabawnie. Tym zabawniej jeśli mówimy o stolicy państwa europejskiego. Mniej więcej tylu mieszkańców liczy Valletta. Il-Belt - Miasto, jak nazywają ją Maltańczycy, niczym nie przypomina wielkich metropolii, z centrami biznesowymi, handlowymi, rozrywkowymi i "sypialniami" na obrzeżach.

Na dobrą sprawę można ją obejść w pół godziny. Jeśli chcemy nieco bardziej zanurzyć się w historii miasta, z powodzeniem wystarczy przeznaczyć na to pół dnia.

Vallettę budowano w pośpiechu, w obawie przed kolejnym atakiem Turków, którzy, jak wszyscy wojujący na Morzu Śródziemnym, upatrywali w niej doskonały punkt strategiczny. Jednak pośpiech nie oznaczał bylejakości. Poza wymogami technicznymi, takimi jak zbiorniki na wodę, kanalizacja, czy doły na odpadki, front każdego budynku musiał być zaprojektowany przez architekta.

Najwyraźniej zarówno pierwsi, jak i późniejsi projektanci miasta lubowali się w balkonach, bo w wąskiej i bardzo wysokiej zabudowie maltańskiej stolicy, właśnie one najbardziej rzucają się w oczy. I to one nadają jej specyficznego, trochę prowincjonalnego uroku.

Presja, pod jaką działali założyciele Valletty, nie pozwoliła na wyrównanie, niewielkiego skądinąd, terenu na którym ją wzniesiono. "Żegnajcie, przeklęte schody!" pisał Lord Byron opuszczając Maltę. Nie da się ukryć, że przy temperaturach panujących na wyspie, spacery po mieście są małym wyzwaniem.

Próżne jednak narzekania. Miasto zbudowano przede wszystkim w celach obronnych, tylko przy okazji troszcząc się o estetykę i wygodę. A swój główny cel Valletta spełniła wielokrotnie, płacąc za to często krwawy rachunek. O swojej potędze Twierdza-Valletta przypomina zaś na każdym kroku. Fortyfikacje miejskie należą podobno do największych jakie kiedykolwiek wzniesiono ludzką ręką. I rzeczywiście, patrząc na maleńką maltańską stolicę od strony morza, lub z położonych na sąsiednich brzegach miast, nie sposób wyobrazić sobie, by dostał się do niej ktoś nieproszony.

Gdy zmęczy was już historia, strome uliczki i upał, na pewno znajdziecie przyjemną restaurację, w której obowiązkowo trzeba spróbować lokalnego przysmaku - królika... w winie lub czosnku, popijając lokalnym piwem Cisk. Palce lizać.

  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta
  • Valletta

Rozpolitykowane, urokliwe, portowe Trójmiasto z niezwykłym klimatem... Skądś to znacie? Oczywiście. Znad polskiego morza i... z drugiego brzegu Grand Harbour. Odrobinę przymykając oko, można stwierdzić, że historia nadbałtyckiej i maltańskiej aglomeracji ma kilka podobnych punktów.

Na początku było Birgu. To tu joannici wybudowali swoją pierwszą warownię i tu planowali wznieść stolicę zakonnego państwa. Przywilej ten przypadł jednak Valletcie. Ale Birgu nadal ciężko pracowało na zaszczyty, wielokrotnie broniąc stolicy i całej wyspy przed najeźdźcami. Dlatego właśnie, dziś, miasto znane jest jako Vittoriosa - miasto zwycięskie... niepokonane.

Na drugim cyplu wżynającym się w Grand Harbour rozłożyła się Senglea. Większość jej mieszkańców to pracownicy doków i portu. Stu procentowa klasa robotnicza, wśród której poparcia od dziesięcioleci szuka maltańska Partia Socjalistyczna. Zresztą, wielu jej czołowych działaczy pochodzi właśnie z Trójmiasta.

Podobnie jak siostrzane miasteczko zza wąskiej zatoki, również Senglea pełniła rolę bastionu. Jedną z wieżyczek fortu strzegącego półwyspu ozdabiają nawet, wykute w kamieniu, oko i ucho - symbole czujności strażnika.

Ostatnie z miast wchodzące w skład maltańskiego Trójmiasta - Cospiuca - nie wyróżnia się niczym szczególnym. Przykleiło się od strony lądu do swoich zacniejszych sąsiadów i pełni rolę sypialni dla dokerów i stoczniowców.

Całe Trójmiasto bardzo ucierpiało w trakcie niemieckich nalotów podczas II Wojny Światowej, jednak odbudowano je dość starannie. Dzięki temu dziś coraz częściej w miejscu dawnych robotniczych mieszkań, spelunek i stoczniowych hal, powstają dobre i drogie restauracje, kluby, kasyna... Generalnie miejsca nastawione na bogatą klientelę. A tej, szczególnie wokół mariny w Vittoriosie, nie brakuje. Na wodach Dockyard Creek, zatoczki oddzielającej ją od Senglei, kołyszą się luksusowe jachty, żaglówki i motorówki za grube miliony. Maleńkie, tradycyjne i kolorowe luzzu wyglądają przy nich jak dziecięce zabawki.

Choć w, i tak skromnych, przewodnikach po Malcie, Trójmiasto traktowane jest po macoszemu, zdecydowanie warto tu zajrzeć. Na spacer, na obiad, na lampkę wina lub szklaneczkę piwa... I choć bogactwo unoszące się na wodzie może nieco irytować zdeklarowanych backpaker'ów, warto pamiętać, że widoki, słońce i morska bryza są tu za darmo. Dla wszystkich...

  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Senglea
  • The Three Cities - Cospiuca
  • The Three Cities - Cospiuca
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa
  • The Three Cities - Vittoriosa

Spacerując po aglomeracji Valletty - od St. Julians i Sliemy z jednej, po Trójmiasto i Paolę z drugiej strony Grand Harbour - można odnieść wrażenie, że Malta, to jedno wielkie miasto. Prowincjonalne, raczej spokojne i strasznie zakurzone, ale niekończące się miasto. Sporo w tym prawdy, bo Malta to w końcu jedno z najbardziej zaludnionych państw w Europie. Oczywiście w stosunku do swojej mikroskopijnej powierzchni.

 

Są jednak miejsca, do których można uciec przed hałasem Valletty czy wiecznym karnawałem Bugibby i Pacevile. Najpiękniejsze z nich to Marsaxlokk.

 

Miasteczko często bywa nazywane głównym portem rybackim Malty. Brzmi to poważnie i, biorąc pod uwagę temperatury panujące na wyspie, groźnie. Jednakże w maltańskiej mini-skali, główny port rybacki, to w rzeczywistości duża, sielankowa wioska (ew. małe miasteczko), rozciągnięta wzdłuż brzegu spokojnej Marsaxlokk Bay. Wymarzone miejsce na spędzenie leniwego dnia.

 

Przy nadmorskiej promenadzie obsadzonej palmami, roztawiły swoje ogródki restauracje, w których, kryjąc się w cieniu parasoli, można spróbować miejscowych specjałów z ryb i owoców morza. Za deser zaś, niech posłuży widok na kołyszące się na wodach zatoki kolorowe luzzu ozdobione, przynoszącym szczęście, okiem Ozyrysa.

 

Senne na codzień miasteczko, ożywia się na czas niedzielnego targu. Jednego z największych na wyspie. Mozna tu kupić niemal wszystko: od chińskiej tandety, przez lokalne produkty i pamiątki, po świeżo złowione ryby. Problemem może być jedynie dojazd, bo niedzielne autobusy są zazwyczaj pełne. Ale... to tylko kilkanaście kilometrów od Valletty, więc może długi spacer?

Spacerując po aglomeracji Valletty - od St. Julians i Sliemy z jednej, po Trójmiasto i Paolę z drugiej strony Grand Harbour - można odnieść wrażenie, że Malta, to jedno wielkie miasto. Prowincjonalne, raczej spokojne i strasznie zakurzone, ale niekończące się miasto. Sporo w tym prawdy, bo Malta to w końcu jedno z najbardziej zaludnionych państw w Europie. Oczywiście w stosunku do swojej mikroskopijnej powierzchni.

Są jednak miejsca, do których można uciec przed hałasem Valletty czy wiecznym karnawałem Bugibby i Pacevile. Najpiękniejsze z nich to Marsaxlokk.

Miasteczko często bywa nazywane głównym portem rybackim Malty. Brzmi to poważnie i, biorąc pod uwagę temperatury panujące na wyspie, groźnie. Jednakże w maltańskiej mini-skali, główny port rybacki, to w rzeczywistości duża, sielankowa wioska (ewentualnie małe miasteczko), rozciągnięta wzdłuż brzegu spokojnej Marsaxlokk Bay. Wymarzone miejsce na spędzenie leniwego dnia.

Przy nadmorskiej promenadzie obsadzonej palmami, rozstawiły swoje ogródki restauracje, w których, kryjąc się w cieniu parasoli, można spróbować miejscowych specjałów z ryb i owoców morza. Za deser zaś, niech posłuży widok na kołyszące się na wodach zatoki kolorowe luzzu ozdobione, przynoszącym szczęście, okiem Ozyrysa.

Senne na co dzień miasteczko, ożywia się na czas niedzielnego targu. Jednego z największych na wyspie. Można tu kupić niemal wszystko: od chińskiej tandety, przez lokalne produkty i pamiątki, po świeżo złowione ryby. Problemem może być jedynie dojazd, bo niedzielne autobusy są zazwyczaj pełne. Ale... to tylko kilkanaście kilometrów od Valletty, więc może długi spacer?

  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk
  • Marsaxlokk

Od niepamiętnych czasów Malta była obiektem pożądania mniejszych i większych mocarstw walczących o dominację na Morzu Śródziemnym. Już przed wiekami wiadomo było, że kto kontroluje wyspę, kontroluje żeglugę na całym niemal Morzu. Dziwić może jednak fakt, że nawet największe potęgi (np. Turcja w XVI, czy Niemcy w XX wieku) z prób zajęcia Malty wracały ze spuszczoną głową. Czyżby waleczność garstki rycerzy dawniej, a kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców w czasach nam bliższych była wytłumaczeniem? Chyba nie do końca. Więc może fortyfikacje? Cóż... Na pewno bez nich obrona wyspy byłaby dużo trudniejsza.

Wystarczy jednak wybrać się na przechadzkę maltańskim wybrzeżem, by zrozumieć, że ani flotylle okrętów, ani stada bombowców nie są w stanie sforsować jej skalistych, urwistych i wysokich brzegów.

Malta praktycznie nie posiada piaszczystych plaż. Te kilka, które są, też powinno traktować się z przymrużeniem oka. Jest trochę "plaż" kamiennych. To znaczy leży się na wygładzonych przez morskie fale skałach. Nie żwirze, nie łupkach... ale na ogromnych skalnych platformach. Reszta wybrzeża, to malownicze i w większości dzikie urwiska.

Przy dłuższym... powiedzmy tygodniowym... urlopie, udałoby się zapewne obejść wysepkę dookoła. Ci zaś, którzy nie są miłośnikami długich trekkingów, koniecznie powinni zobaczyć przynajmniej kilka miejsc.

Na początek warto powędrować wokół Marsaxlokk Bay. Choć nie ma tu szczególnych stromizn. Tutejsze klify porastają gęste i niskie krzaki, a gdzieniegdzie... meksykańskie opuncje. Sprowadzono je tu z myślą o kozach, które w porze suchej nie mają za bardzo co jeść i pić. W maltańskim klimacie, kaktusy zza oceanu przyjęły się doskonale i dorastają do gigantycznych rozmiarów.

Przy odrobinie szczęścia, a właściwie przy odrobinie spostrzegawczości, można tu również spotkać dziesiątki dużych jaszczurek.

Miłośnicy bardziej ekstremalnych przeżyć i widoków, powinni odwiedzić Blue Grotto niedaleko wioski Weid Iz-Zurriq. Z niej też wypływają łódki, którymi można dostać się do Błękitnej Groty. Od strony lądu to niemożliwe.

Jednak zamiast zasiadać w łodzi z przypalonymi słońcem emerytami w kapokach, można samemu pozwiedzać klify. To zdecydowanie trudniejsze i wymagające dobrych butów zadanie. Za to widoki... Przecudne!!!

I w końcu najsłynniejsze z maltańskich klifów - Dingli Cliffs. Długie na kilka kilometrów i wysokie nawet do dwustu metrów. Białe, wapienne skały, czasem tylko porośnięte kępkami jakiejś księżycowej roślinności, silny wiatr i lekko zamglone morze tworzą niepokojącą, ale też niezapomnianą scenerię...

  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Wokół Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Jaszczurki z Marsaxlokk Bay
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Dingli Cliffs
  • Weid Iz-Zurriq
  • Torre Sciuto niedaleko Weid Iz-Zurriq
  • Wybrzeże w okolicy Weid Iz-Zurriq
  • Wybrzeże w okolicy Weid Iz-Zurriq
  • Wybrzeże w okolicy Weid Iz-Zurriq
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto
  • Blue Grotto

Muzeum pod gołym niebem - tak często bywa nazywana ta śródziemnomorska wysepka. Nie da się ukryć, że w muzeum tym znajdują się "sale" prezentujące różne epoki historyczne, ważne wydarzenia i prądy w sztuce. Szczególne miejsce zajmują jednak pamiątki po naszych najdawniejszych przodkach. Te liczące kilka tysięcy lat, których na wyspie jest zadziwiająco dużo.

Ich poznawanie najlepiej rozpocząć w... Valletcie. A dokładnie w National Museum of Archeology. Nie oszukujmy się, nie jest to najlepsza tego typu placówka na świecie, ale dla zabieganych lub tych, którzy na Maltę przyjechali głównie po to, by wygrzać się na słońcu, powinna wystarczyć. W pigułce przedstawiono tu kultury (a raczej domysły na ich temat) zamieszkujące wyspę dwa, trzy... tysiące lat przed Chrystusem. W półmroku muzealnych sal można obejrzeć oryginały mniejszych arcydzieł neolitycznych Maltańczyków, ze słynną Magna Mater (posąg kobiety o karykaturalnie wręcz obfitych kształtach; prawdopodobnie symbol lub bogini płodności), nazywaną często "Tłustą Panią" na czele. Ekspozycjom towarzyszą też rekonstrukcje świątyń i osad.

Ci, którzy od ciemnych muzeów, wolą błękitne niebo i palące słońce, mogą wybrać się do któregoś z odsłoniętych kompleksów świątyń. Najbliżej Valletty, w zasadzie wciąż w Maltańskiej Aglomeracji, znajduje się największy zespół świątynny na wyspie - Tarxien [czyt. Tarszien] Temples. Przez przeszło pięć tysięcy lat przykrywała go gruba warstwa ziemi i dopiero na początku dwudziestego wieku odkopał je rolnik gospodarujący na tych terenach. Na temat ludzi, którzy wybudowali te kamienne świątynie, archeolodzy snują różne domysły i... najlepiej pozostawić im rozwiązanie tej łamigłówki.

Do niewątpliwych atrakcji kompleksu należą dziesiątki, o ile nie setki, rysunków i rytów wykutych na kamiennych ścianach. Spora część z nich to (głównie) spiralne abstrakcje. Pozostałe przedstawiają symboliczne lub prawdziwe zwierzęta. Ciekawym rozwiązaniem naszych neolitycznych przodków jest ołtarz, na którym składano płynne dary (miód? wino? krew?). Przez wydrążone otwory, ofiara sączyła się wprost do ziemi.

Kilka minut spacerem od Tarxien, w sąsiedniej Paoli, znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc "kamiennej" Malty - Hypogeum. Jest to zespół podziemnych komnat, hal i korytarzy zajmujących przeszło pięćset metrów kwadratowych, na kilku poziomach. Znaleziono tu właściwie wszystko, o czy mogliby marzyć badacze: figurki, malowidła, ludzkie szczątki, kamienne kręgi, menhiry... Ale i tak nie udało się jednoznacznie ustalić czemu to miejsce w rzeczywistości służyło.

Niestety, z uwagi na konieczność ochrony, Hypogeum dość często bywa zamknięte. A jeśli nawet udostępnia się je zwiedzającym, dziennie wpuszcza się maksymalnie dwieście osób w małych grupkach. Bilety i rezerwacje załatwia między innymi Muzeum Archeologiczne w Valletcie.

Na południu wyspy, mniej więcej dwadzieścia minut od Blue Grotto (przyjemną trasą widokową wśród pól uprawnych) znajdują się dwie najlepiej zachowane neolityczne świątynie Malty: Hagar Qim i Mnajdra. Ta druga jest obecnie zamknięta ze względu na prace konserwatorskie. Powinna to jednak zrekompensować monumentalność Hagar Qim [czyt. Hadżar-im]. Na tle pozostałych maltańskich wykopalisk, ta świątynia wyróżnia się zadziwiająco dobrą kondycją. Ogromna "brama", część ścian i pomieszczeń, wygląda jakby ustawiono je nie pięć tysięcy lat temu, ale najwyżej kilkaset. Może to zasługa budulca z jakiego zostały wzniesione? To w Hagar Qim użyto największych (spośród wszystkich świątyń na wyspie) bloków skalnych, ważących nawet dwadzieścia ton!

Warto też odwiedzić Clapham Junction, niedaleko Dingli Cliffs. To jedno z najbardziej zagadkowych miejsc na Malcie. W zasadzie nic nadzwyczajnego. Ot... koleiny wyżłobione w wapiennej skale. Różnej, sięgającej nawet pół metra głębokości, łączące się i krzyżujące pod różnymi, czasem dość karkołomnymi, kątami. Pytanie tylko kto, kiedy, po co i w jaki sposób je wybudował? Jak z większością pozostałości po dawnych kulturach, i w tym przypadku naukowcy mają wiele, często całkowicie odmiennych hipotez. Zgoda panuje tylko w jednym punkcie - cart ruts, jak nazywa się je z angielskiego, zbudował człowiek. Choć i tę delikatną zgodę podkopywać próbują zwolennicy różnego rodzaju teorii o kosmicznych gościach odwiedzających Ziemię.

Sama nazwa zaś - wyraz słynnego angielskiego poczucia humoru - zapożyczona została od... węzła kolejowego w południowym Londynie.

  • Malta... National Museum of Archeology (Valletta)
  • Malta... National Museum of Archeology (Valletta)
  • Malta... Tarxien Temples
  • Malta... Tarxien Temples
  • Malta... Tarxien Temples
  • Malta... Tarxien Temples
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Hagar Qim
  • Malta... Clapham Junction
  • Malta... Clapham Junction
  • Malta... Clapham Junction
  • Malta... Clapham Junction
  • Malta... Clapham Junction
  • Malta... Clapham Junction

Mdina - dawna stolica Malty. Dziś - całkowite przeciwieństwo ruchliwej i hałaśliwej Valletty. Założona jeszcze w czasach rzymskich, przez całe stulecia stanowiła centrum kulturalnego i politycznego życia Wyspy. Wraz z objęciem zwierzchnictwa nad Wyspą i wybudowaniem nowej stolicy przez rycerzy-zakonników, powoli zaczęła tracić wpływy i znacznie. Ze swoimi czterystu mieszkańcami, stanowi obecnie ledwie namiastkę tego, czym była dawniej. Nawet jeśli ta garstka podstarzałych rezydentów z dumą obnosi się z tytułami szlacheckimi nadanymi gdzieś w zamierzchłych czasach, przez królów, o których nikt już nie pamięta.

Ciche Miasto... Silent City... jak często bywa nazywana Mdina, mimo że lata świetności ma za sobą, warto jednak odwiedzić. Niektórzy twierdzą nawet, że trzeba... Że klimat zakurzonych, brukowanych uliczek miasteczka, jest wręcz esencjonalny dla Malty sprzed stuleci.

Przekraczając most strzeżony przez lwy i bramę miasta, rzeczywiście jakby wkraczało się w inną epokę. Co prawda od kilku lat można do miasta wjeżdżać samochodami, ale na jego ulicach częściej pojawiają się bryczki wożące turystów. Praktycznie nie ma tu telewizyjnych anten, znaków drogowych, szyldów sklepowych... nic, co wskazywałoby na to, że Mdina jeszcze nie umarła ze starości. Nawet mosiężne kołatki i zamki w starych drzwiach chyba tylko z przyzwyczajenia strzegą arystokratycznych domostw.

Nieco groteskowo w takim otoczeniu wygląda ogromna i okazała Katedra Piotra i Pawła, uważana za architektoniczne arcydzieło i kryjąca skarby gromadzone przez stulecia. Gdyby na mszy zjawili się wszyscy mieszkańcy miasta, zapewne zmieściliby się w kilku pierwszych ławkach...

Zdecydowanie więcej życia ma w sobie Rabat. Kiedyś część Mdiny, dziś po prostu przyrośnięte do niej przedmieścia. Brzmi to może dość zabawnie, biorąc pod uwagę, że liczy przeszło dziesięciokrotnie więcej mieszkańców niż nobliwa sąsiadka, ale historycznie Rabat zawsze stanowił jedynie jej zaplecze... tło... noclegownię rzemieślników i proletariatu. Spacerując ulicami tego miasteczka, czasem nasuwają się skojarzenia z... miastami Anglii, a czasem z typowymi, sennymi, śródziemnomorskimi mieścinami.

Ale i tu można zagłębić się w historii. I to dosłownie. Rabat słynie z dwóch wielkich kompleksów wczesnochrześcijańskich katakumb. W jednym z nich - St. Paul's Catacombs - miał według legend "gościć" patron wyspy Święty Paweł i jemu właśnie zawdzięczają nazwę. W prawie kilometrowej długości korytarzach znaleziono 1400 grobów. Katakumby Świętej Agaty słyną natomiast z kolorowych i doskonale zachowanych fresków. Niestety, trudno wyobrazić sobie jak mogły wyglądać spotkania i uroczystości odbywające się w podziemnych cmentarzach, bo jeden z pierwszych Wielkich Mistrzów Zakonu Joannitów pozwolił Maltańczykom splądrować groby pod warunkiem oddania haraczu krzyżowcom. Dziś to tylko puste korytarze...

  • Malta... Mdina... Widok z oddali
  • Malta... Mdina... Główna brama
  • Malta... Mdina... Katedra Piotra i Pawła
  • Malta... Mdina... Katedra Piotra i Pawła
  • Malta... Mdina... Katedra Piotra i Pawła
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Ciche uliczki Cichego Miasta
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Mdina... Detale
  • Malta... Rabat angielski
  • Malta... Rabat śródziemnomorski
  • Malta... Rabat śródziemnomorski
  • Malta... Rabat śródziemnomorski
  • Malta... Rabat śródziemnomorski
  • Malta... Rabat... St. Paul's Catacombs
  • Malta... Rabat... St. Paul's Catacombs
  • Malta... Rabat... St. Agatha's Catacombs
  • Malta... Rabat... St. Agatha's Catacombs

"Nie masz co robić? Buduj kościół!" mówi greckie powiedzenie. Stąd w kolebce europejskiej cywilizacji tyle świątyń. Najwyraźniej jednak żaden naród na świecie nie cierpi na taki nadmiar wolnego czasu, jak Maltańczycy. Na maleńkiej wyspie, zagubionej na Morzu Śródziemnym, stoi aż 360 kościołów, co daje imponujący wynik jednego kościoła na nieco ponad tysiąc mieszkańców. A dodać trzeba, że wiele, jeśli nie większość maltańskich budowli sakralnych, to nie filigranowe wiejskie kapliczki, ale ogromne, gigantyczne gmachy stawiane czasem przez dziesięciolecia kosztem bajońskich sum zbieranych wśród parafian.

Rzecz jasna najcenniejsze, zabytkowe świątynie, to te pamiętające czasy, gdy wyspą niepodzielnie władali zakonnicy-rycerze spod sztandaru świętego Jana. Katedry w Valletcie i Mdinie to nie tylko perły architektoniczne ale i skarbce gromadzonych przez stulecia dzieł sztuki. Chęć zmierzenia się z taką konkurencją może zalatywać megalomanią, ale... maltańscy proboszczowie mają ambicje!

I tak, na przykład, w latach dwudziestych ubiegłego stulecia ksiądz Nerik Bonnici - proboszcz parafii w Paoli, kilka kilometrów na południe od stolicy - zaczął się niepokoić, że dotychczasowa świątynia może wkrótce stać się zbyt mała dla rosnącej populacji pięciotysięcznego podówczas miasteczka. Niepokój i ambicje dręczyły go tak długo, aż dopiął swego.

Budowa nowego kościoła - poświęconego Chrystusowi Królowi - trwała prawie czterdzieści lat. Sfinansowano ją głównie ze składek i loterii organizowanych wśród miejscowych. Zresztą, to właśnie parafianie - głównie dokerzy i stoczniowcy - sami, po godzinach, cegła po cegle, kamień po kamieniu, wznosili największy "dom boży" na Malcie.

Dziś, mimo że Paola rozrosła się do rozmiarów średniego jak na wyspiarskie warunki miasta, Church of Christ the King nadal imponuje rozmiarem i wciąż wydaje się zbyt duży. Od innych maltańskich kościołów odróżnia go brak (tak charakterystycznej!) jednej ogromnej kopuły. Ma za to kilka mniejszych, których posrebrzane dachy widoczne są z odległości wielu kilometrów.

Największą kopułą na Malcie może natomiast pochwalić się kościół-rotunda pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Moście. Budowa tego architektonicznego "cudu" trwała 27 lat, począwszy od roku 1833. Oczywiście zarówno pieniądze, jak i praca były ofiarą złożoną przez parafian w nadziei na szybsze odpuszczenie grzechów. Chęć pokazania się przed sąsiadami miała zapewne znaczenie drugorzędne...

9 kwietnia 1942, podczas jednego z tysięcy hitlerowskich nalotów na wyspę, na kościół spadła półtonowa bomba, uszkadzając lekko sklepienie. Szczęśliwie, a zdaniem miejscowych cudownie, bomba nie wybuchła! Nikt spośród około trzystu wiernych przebywających wówczas w świątyni nie ucierpiał. Niewypał do dziś spoczywa w zakrystii, jako dość oryginalna pamiątka burzliwych dziejów Malty.

A co zrobić, jeśli wioska mała i biedna, a proboszcz ma wielkie ambicje? Cóż, sprawa nie jest prosta, ale nie beznadziejna. Można na przykład... sprzedawać jajka. Podobno mieszkańcy Mgarru sprzedali ich przeszło trzysta tysięcy! W zamian otrzymali jeden z największych kościołów na Malcie. Jego kształt i nazwa upamiętniają niecodzienny sposób zdobywania środków na budowę. Owalna kopuła w sposób oczywisty kojarzy się z jajkami, ale żeby nie było jakichkolwiek wątpliwości, kościół powszechnie nazywa się Egg Church, czyli "Jajeczny". I trzeba przyznać, że patrząc na Mgarr z oddali można pomyśleć, że ktoś tu sobie robi jaja...

Egzotyczną ciekawostką na katolickiej do szpiku kości Malcie, jest ośrodek muzułmański w Paoli. Meczet, szkołę i cmentarz muzułmański zbudowano w latach siedemdziesiątych XX wieku. Zdaniem niektórych była to jawna prowokacja ówczesnego premiera Dominica Mitoffa, wymierzona we wszechpotężny Kościół Katolicki. Oficjalnie zaś mówiło się o zbliżeniu między Maltą a północnoafrykańskimi krajami arabskimi. Szczególnie Libią, której przedstawiciele, w czasie gdy władzę sprawowała Partia Pracy, czuli się na Wyspie jak u siebie w domu.

  • Paola
  • Paola
  • Paola
  • Paola
  • Paola
  • Paola
  • Mosta
  • Mosta
  • Mosta
  • Mosta
  • Mosta
  • Mgarr
  • Mgarr
  • Mgarr

Gozo, Għawdex po maltańsku, lub, bardziej romantycznie, Wyspa Kalipso... Druga pod względem wielkości wyspa Archipelagu Maltańskiego. Choć tylko cztery razy mniejsza od bardziej znanej sąsiadki, ma zaledwie trzydzieści tysięcy mieszkańców (dwanaście razy mniej!). Mimo że Gozytańczycy bardzo podkreślają swoją odrębność, a w przeszłości przebąkiwali nawet o niepodległości, z sąsiadami łączą ich nierozerwalne więzy krwi. Bez oglądania się na te wyspiarskie niesnaski, można bez grama przesady stwierdzić, że Gozo to miniaturowa wersja Malty. Z niemal identycznym krajobrazem, wspólną historią i tymi samymi kompleksami wynikającymi zapewne z przerostu prowincjonalnych ambicji.

Komunikację między wyspami zapewniają promy kursujące bez przerwy Kanałem Comino. Złośliwi twierdzą, że gdyby nie interesy przewoźników i, tylko czasem ukrywana, wzajemna niechęć Gozytańczyków i Maltańczyków, już dawno zbudowano by most łączący te dwa ziarnka piasku zagubione na Morzu Śródziemnym.

Najsłynniejszym zabytkiem Gozo jest Ggantija - zespół neolitycznych świątyń sprzed ponad pięciu tysięcy lat. Legenda mówi, że świątynie, w ciągu jednego dnia, wybudowała miejscowa gigantka, żywiąca się tylko rosnącą w okolicy fasolą doprawioną czosnkiem. Coś musi być na rzeczy, bo wielotonowe bloki kamienne przeniesiono tu z kamieniołomów odległych o pięć kilometrów. Mniej legendarne wyjaśnienia nie są tak barwne i, niestety, pełne są nieścisłości i hipotez, których nie sposób potwierdzić.

Podobnie jak trudno znaleźć dowody, że grotę na północy wyspy zamieszkiwała nimfa Kalipso. W jej ramionach, o świecie i zrozpaczonej żonie, miał na kilka lat zapomnieć Odyseusz. Skalna szczelina może nie imponuje, ale rozciągają się stąd piękne widoki na okolicę. U podnóża wzniesienia, w którym natura wyżłobiła Calypso's Cave, w Zatoce Ramla, leży zaciszna, jedna z bardzo niewielu piaszczystych plaż archipelagu. Co ciekawe, zatokę od otwartego morza oddziela podwodny mur. Zbudowali go Joannici, aby w ten sposób utrudnić piratom dostęp do wysepki.

Pozostałą część przeszło czterdziestokilometrowego wybrzeża tworzą głównie urwiste klify. W okolicy Dwejra, morze wyrzeźbiło w nich wiele płytkich grot i wspaniałe łuki. Najbardziej znanym, wręcz symbolem Gozo, jest Azure Window - ogromny łuk skalny, którego dni są już jednak podobno policzone. Aby obejrzeć Lazurowe Okno od strony morza, warto wybrać się na krótką wycieczkę łodzią rybacką z pobliskiego Inland Sea. To maleńkie jeziorko, o nienaturalnie błękitnej wodzie, powstało po zawaleniu się jednej z przybrzeżnych jaskiń, połączonej z otwartym morzem kilkudziesięciometrowym tunelem wyżłobionym w klifie.

U wejścia do Dwejra Bay z morza wyrasta samotna skała. To Fungus Rock. Do niedawna rósł na niej grzyb używany do wytwarzania leków na niemal wszelkie dolegliwości: od padaczki i chorób wenerycznych, po hemoroidy i tamowanie krwawienia. W czasach krzyżowców, samowolne zbieranie grzyba było karane nawet śmiercią! Badania przeprowadzone w latach sześćdziesiątych przez brytyjskich naukowców, nie wykryły jednak żadnych substancji leczniczych w roślinie.

W stolicy Gozo - Victorii - warto odwiedzić przede wszystkim Cytadelę. Zbudowano ją, aby bronić mieszkańców miasta i okolic przed atakami piratów. Jak się okazało - niepotrzebnie, bo wraz z ukończeniem monumentalnych fortyfikacji, skończyły się czasy piractwa na Morzu Śródziemnym, a przynajmniej ich zainteresowanie maleńką wysepką. W obrębie dzisiejszych murów, odbudowanych po wielkim trzęsieniu ziemi z 1693 roku, znajduje się, między innymi, Katedra, w której przechowuje się relikwie świętej Urszuli - patronki wyspy, Muzeum Archeologiczne ze skromnymi zbiorami, Muzeum Historii Naturalnej i dawne więzienie.

Mury Cytadeli stanowią też chyba najlepszy punk widokowy na Gozo. Przy czystym niebie, można stąd ogarnąć praktycznie całą wyspę. Tu, znacznie lepiej niż na sąsiedniej Malcie, widać rozmach i zamiłowanie wyspiarzy do wznoszenia ogromnych kościołów. Patrząc na wschód, nie sposób nie zauważyć gigantycznej, wyrastającej na 75 metrów kopuły kościoła świętego Jana Chrzciciela w Xewkiji. Trzytysięczna wieś, własnymi siłami i za własne pieniądze, przez dwadzieścia lat wznosiła największy kościół na Gozo i (a jakże!) jeden z największych na świecie. Niestety, środków wystarczyło tylko na budowę i od trzydziestu lat świątynia stoi niemal pusta...

  • Gozo z oddali
  • Neolityczna świątynia w Ggantija
  • Neolityczna świątynia w Ggantija
  • Wiatrak w Xaghra
  • Ramla Bay
  • Wybrzeże w okolicach Ramla Bay
  • Tas Salvatur
  • Victoria-Rabat
  • Victoria-Rabat
  • Victoria-Rabat
  • Victoria-Rabat
  • Kościół świętego Jana Chrzciciela w Xewkiji
  • Kościół świętego Jana Chrzciciela w Xewkiji
  • Inland Sea
  • Inland Sea
  • Klify Gozo
  • Klify Gozo
  • Azure Window
  • Azure Window
  • Klify Gozo
  • Mesio

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. tomolo
    tomolo (30.04.2015 3:35)
    wszystko o Malcie i nie tylko na youtube.com/ChudyseuszTV ;-)
  2. gabi
    gabi (05.08.2014 14:25)
    Witaj, nie ma już niestety autobusów, które Cię tak zachwyciły ... mogę tylko żałować , ze przed wyjazdem na Maltę nie trafiłam na ten portal, a konkretnie na Twoją prezentacje, jest bardzo dobra,
    pozdr.
  3. zfiesz
    zfiesz (12.01.2013 23:59) +1
    malta to miła odmiana od dalszych i mniej... "cywilizowanych" wypadów. jest ładnie, czysto, łatwo, wszędzie blisko, itp. a jednocześnie jest ten delikatny posmak egzotyki. to wymarzone miejsce dla kogoś kto chciałby zacząć podróżować samodzielnie, ale się boi (to oczywiście nie do ciebie:-)

    i dzięki za entuzjastyczną opinię:-)
  4. pan_hons
    pan_hons (11.01.2013 18:52) +1
    Bardzo miło spędziłem czas w Twojej podróży:) Czytało się wyśmienicie a i zdjęcia świetnie współgrały z tekstem:) Choć czytałem już o Malcie (także tutaj na kolumberze) to dopiero teraz najwięcej rzeczy się dowiedziałem o tym państewku:) Dobrze przedstawiasz kraj, nie ma w tekście nic niepotrzebnego, wszystko ejst takie, jakie powinno, aby poznać Maltę:) Myślę, że kiedyś wybiorę się na Maltę, choć na razie inne kierunki mam w głowie, ale później to jak najbardziej tak:) Duży plus za wyprawę i za relację! Pozdrawiam!
  5. zfiesz
    zfiesz (09.01.2013 1:48) +1
    jutro w nocy niestety pracuje, ale czuj sie jak u siebie:-)
  6. pan_hons
    pan_hons (09.01.2013 0:55) +1
    jeszcze tu wrócę i dokończę.. dzieła;) Jak na razie - rewelacja! Świetnie się czyta, tekst z pomysłem i ze swadą opowiedziany:) A zdjęcia (mimo złej kompresji) także bardzo fajne:) Do jutra!
  7. kielec
    kielec (16.08.2011 19:57) +1
    byłem na Malcie ostatnio i mi się bardzo podobało, choć nie ma już stylowych autobusów, zapraszam do mojej relacji i galerii byś odświeżył swoje (mam nadizeje) te lepsze wspomnienia ;)
  8. zfiesz
    zfiesz (23.02.2011 21:38) +1
    muszę przyznać, że im więcej czasu upływa od mojego wyjazdu na tę wysepke, tym bardziej mija mi do niej niechęć (w sumie trochę nieuzasadniona, albo raczej niezawiniona przez samą maltę:-). dlatego, kto wie, może i ja jeszcze tam wrócę? póki co, czekam na wasze wspomnienia:-)
  9. zosfik
    zosfik (22.02.2011 22:43) +1
    Przeczytałam z przyjemnością, mam nadzieję,że moja podróż na Maltę dojdzie do skutku w marcu br.
    Fotografie - dla mnie rewelacja.
  10. zfiesz
    zfiesz (13.01.2011 23:09)
    cóż... pozostaje mi tylko podziękować i czekać na twoją relację:-)
  11. neiven
    neiven (04.01.2011 12:15) +1
    Bardzo ciekawa, profesjonalnie napisana relacja. Być może brakuje odrobinę zakończenia / podsumowania, ale domyślam się, że jego brak może wynikać z faktu, że jak wspomniałeś wyspa Cię jakoś nie zachwyciła...
    Mnie mimo wszystko Twoja relacja bardzo zachęciła do wybrania się kiedyś na Maltę :)
  12. zfiesz
    zfiesz (25.11.2010 23:23)
    ja tam w weekend pracuje:-( ale za to później mam trzy dni wolnego:-D
  13. kuniu_ock
    kuniu_ock (25.11.2010 23:18) +1
    ta.. skup.. ja tu już ledwo ogarniam rzeczywistość, a Ty skupiać się każesz...
    ..ale chyba nie zaprzeczysz, że najgorsze jest te pierwsze pięć dni po weekendzie?
  14. zfiesz
    zfiesz (25.11.2010 22:07) +1
    skup się kuniu! skup się! ja jak się bardzo skupię, mogę sobie przypomnieć, co robiłem... w zeszły poniedziałek;-)
  15. kuniu_ock
    kuniu_ock (25.11.2010 22:01) +1
    teraz już nie pamiętam, to było prawie dwa tygodnie temu :P było wcześniej zapytać, to jeszcze bym odpowiedział :P teraz to nie wiem :P
  16. zfiesz
    zfiesz (25.11.2010 21:12) +1
    i z czego rżysz kuniu? :-)
  17. kuniu_ock
    kuniu_ock (12.11.2010 17:21)
    :D
  18. zfiesz
    zfiesz (01.10.2010 0:48) +1
    no właśnie ta "relacja" trochę taka nietypowa jak na mnie jest. strasznie przewodnikowa. podobnie jak ty, też chciałbym nauczyć się tak pisać:-) ten tekst wyszedł mi jakoś przypadkowo:-)

    niemniej, dzięki wielkie i czekam na twoją relację z tej trochę zapomnianej wysepki.
  19. zfiesz
    zfiesz (13.02.2010 20:39)
    jeśli myśl zakiełkowała głęboko i w dodatku wiąże się z podróżowaniem... trzymam wirtualne kciuki najmocniej jak się da!:-) zdecydowanie wolę współpracować niż konkurować:-)
  20. dejavu.pl
    dejavu.pl (13.02.2010 19:58) +1
    no i zakiełkowała pewna myśl.. oby coś z tej myśli wyrosło..
    zfiesz zaciśnie w tej intencji kciuki czy wolałby nie mieć konkurencji?;-)
  21. zfiesz
    zfiesz (10.02.2010 23:47) +1
    mogę, przez wrodzoną skromność, nic nie mówić? no... prawie nic. dziękuję uprzejmie:-)
  22. kubdu
    kubdu (10.02.2010 23:18) +1
    Fascynujące - tylko tle i aż tyle. I ma świetna okładkę - oby tak zostało http://kolumber.pl/photos/show/golist:721/page:185
  23. zfiesz
    zfiesz (09.02.2010 0:30)
    myślę nad tym aga, myślę...;-) zresztą, wbrew "zdaniu otwierającemu" nad kolejną wycieczką na maltę też. tylko kiepsko z urlopem w tym roku...
  24. sagnes80
    sagnes80 (08.02.2010 21:25) +1
    zfieszu powtórzę się - przewodniki pisz!
    o Malcie do tej pory nie myślałam, ale opisałeś ją w taki sposób, że od razu chce się lecieć :)
  25. sagnes80
    sagnes80 (08.02.2010 18:31) +1
    ja tu jeszcze zfieszu wrócę, bo duuuuużo tego, w dodatku jak zwykle ciekawego opisu i zdjęć, a na lekcje hiszpańskiego jeszcze za chwilę biegnę :)
  26. przedpole
    przedpole (07.02.2010 10:04) +1
    Bardzo dobra i wyczerpująca relacja.Przeczytałem z dużą ciekawością,gdyż wybieram się właśnie na Maltę .
  27. zfiesz
    zfiesz (05.02.2010 16:13)
    przeceniasz mnie piotrze, ale to miłe:-) jak większość moich "starych" zdjęć i te z malty powstały w trybie "auto", więc raczej nie spodziewałem się fajerwerków. ale kiedy teraz na nie patrzę, widzę, że może warto by było na wysepke wrócić...
  28. pt.janicki
    pt.janicki (05.02.2010 15:32) +1
    ...nie znając Malty może bym się nieco wysadził mówiąc, że Twoje zdjęcia Zfieszu trafiają w sedno, ale mam takie wrażenie, że one zza tego sedna wystają i to jest ich, i Twój, wielki plus...
  29. zfiesz
    zfiesz (05.02.2010 3:22)
    nowe punkty, nowe zdjęcia, kilka nowych literek... "relacja" jak nowa! porządków ciąg dalszy!:-)
  30. zfiesz
    zfiesz (06.12.2009 22:57)
    cieszę się, że podróż w czeluście się udała:-) wielkie dzięki za wszystkie plusy i jakże rzeczowe komentarze;-)
  31. pt.janicki
    pt.janicki (06.12.2009 22:52) +1
    ...jak to dobrze jest zajrzeć w czeluści Kolumbera i znaleźć takie cuda...
  32. zfiesz
    zfiesz (11.11.2009 2:50)
    aha... i od razu kupuj tygodniowy bilet na autobusy. przydaje się (dojedziesz właściwie wszędzie) i w sumie wychodzi dość tanio (14 euro w 2008)
  33. zfiesz
    zfiesz (11.11.2009 2:48)
    qrcze! ciągle zapominam to skończyć.

    a malta? hmmm... nie jedź sama, bo umrzesz z nudów, weź krem z mocnym filtrem i jedź tak około kwietnia-maja. później będziesz musiała przeciskać się między tłumami pijanych anglików i uczniami letnich szkół językowych. i polecam tamtejszą tanią pizze sprzedawaną na ulicy. mimo że na jednej takiej złamałem zęba... akurat urodziny!:-)
  34. fiera_loca
    fiera_loca (10.11.2009 22:49) +1
    nie bylam,a ochote mam.No fajnie wyglada ta Malta...przynajmniej na fotkach :)
  35. zfiesz
    zfiesz (28.06.2009 17:30)
    wciąż niepełny. mimo że, chyba, pierwszy wrzucony. ale ostatnio próbuję nadrabiać zaległości:-)
  36. zfiesz
    zfiesz (15.01.2009 15:06)
    a mnie malta szczególnie nie zachwyciła. niech świadczy o tym choćby ta "realacja" - sucha i bezosobowa, napisana tylko po to, żeby wkleic kilka fajnych (subiektywnie) fotek.

    no ale i sam wyjazd był trochę dziwaczny: na szybkiego chciałem znaleźć tanią wycieczką, by uciec przed organizowaniem imprezy z okazji 30. urodzin:-) zabrała się ze mną moja ówczesna współlokatorka, która sama bała się jechać na "zagraniczne wczasy". a że należymy do zupełnie innych światów... sielanki nie było:-)

    za to myślę, że wyspa mogłaby być fajnym miejscem na kolumberowy zlot, o którym ostatnio zaczyna się tu szeptać. jest tu morze, jest co pooglądać i pofotografować (nawet łuki skalne dla dino!:-) i są knajpy, w których wieczorem moznaby się trochę zintegrować:-) lecimy? ;-)
  37. anikkkk
    anikkkk (15.01.2009 10:49)
    Oj Malta jest piekna... ale slonce i ten zaduch... oj za duzo jak dla mnie :) Ale jej malowniczosc przyciaga i raz jeszcze moje ulubione uliczki :)
    szcz1... ale czy rzeczywiscie malo popularna w Polsce? A dwa gdzie takie tanie bilety znalazles?? :)
  38. szc1
    szc1 (15.01.2009 10:16)
    Byłem na Malcie zarówno w zimę jak i w lato.
    W zimę to mnie zaskoczyło jak autobus pomyka w metrowych kałużach ponieważ drogi są nieskanalizowane bez studzienek poza miastami (okolice Marsaskali).
    W lato watro wybrać się oczywiście na Blue Lagoon.
    Malta jest piękna ale wogóle nie znana w Polsce. Szukając przewodników przed podróżą dojrzałęm tylko jeden - o Wietnamie było kilkadzisiąt...
    Warto tam pojechać. Ja leciałem z Frankfurty i Berlina za 450 zł w obie strony razem z dojazdą koleją w cenie ze Szczecina.
zfiesz

zfiesz

Zwierz Meksykański
Punkty: 143738